poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział XIV

*z perspektywy Liv*
Och, nawet sobie nie wyobrażacie, jak przyjemnie było znów poczuć ciepło męskiego ramienia na swoim ciele.
- Brakowało mi tego, głupku. - rzekłam do Horanka, po czym cmoknęłam go w usta.
Uśmiechnął się tylko do mnie, po czym postanowił rozpocząć poszukiwania swoich kąpielówek.
Ja zresztą zrobiłam to samo ze swoim strojem. Koniec końców, staliśmy ubrani i gotowi do wyjścia, na dole przy drzwiach. Kilka minut później znaleźliśmy się już wszyscy w samochodzie, w którym za kierownicą usiadł Hazza. Na przedzie obok niego usiadła Ver, czego nie trudno było się domyślić...
Na basenie było, jak na basenie. Nic ciekawego, ale przydał nam się taki relaks.
Po godzinie wyszliśmy, wsiedliśmy do auta i nie mieliśmy pojęcia, co robić ze sobą dalej.
Pierwszy rzucił propozycję Niall:
- Może pojedziemy na jakiś koncert wieczorem? Dawno na żadnym nie byliśmy.
Z miłą chęcią przystaliśmy na ten pomysł, jednak na zegarze widniała dopiero godzina 14.
Postanowiliśmy udać się tradycyjnie do Milkshake City, a potem do domu, gdyż nie mieliśmy pojęcia, co innego możemy zrobić.
Każdy zamówił swojego ulubionego shake'a. Ja wybrałam arbuzowego, Niall jagodowego, Harreh bananowego (If you know what I mean ^^), a Ver truskawkowego.
Piliśmy napoje bez większego pośpiechu. Postanowiłam skorzystać z Wi-fi. Oczywiście, jak zawsze, weszłam najpierw na twitter'a. Przeglądając główną stronę nie natknęłam się na nic ciekawego, na nic, co by mnie ujęło. Włączyłam interakcje, a moim oczom ukazało się wiele tweetów skierowanych do mnie. You are very pretty! albo I love you, Liv! Nie miałam pojęcia, za co ci ludzie mnie kochali. Przecież to bez sensu. Jak można kogoś kochać za to, że jego partnerem jest jakaś gwiazda? No, ale dobra, w sumie to ich sprawa.
Powróciłam do przeglądania wiadomości, a po kilku minutach natknęłam się w końcu na niezbyt miłe słowa... Brzmiały one następująco: Fuck you, bitch! Ugly, fat whore!  Leave my Niall! He's mine! FUCK YOU!
Zatkało mnie. Z jednej stroni dziwili mnie ludzie wielbiący mnie, jednak wcale nie pochlebiały mi takie informacje... Zaparło mi dech w piersiach. Nie wiedziałam, co zrobić. Czy ktokolwiek mógł mnie aż tak bardzo nienawidzić? Postanowiłam, że nie pokażę tego tweeta Niall'owi. Jakoś sobie sama z tym poradzę... Oby. Nie mogę przecież go tak obciążać. Nie dość, że miał tyle własnych spraw na głowie, to ja miałam mu dorzucić kolejny ciężar. NIE.
- Halo, tu ziemia do Livi. Żyjesz? - odezwał się Harry, machając mi ręką przed nosem.
Sama to załatwię, dam radę.
- Tak, tak, żyję, tylko sprawdzałam twittera. - odpowiedziałam, po czym uśmiechnęłam się sztucznie. Na szczęście nikt nie zauważył tej sztuczności, Niall i Ver byli bowiem zbyt zajęci konwersacją, by  zwrócić na mnie uwagę. Hazza jednak okazał się bardziej spostrzegawczy i zaraz walnął prosto z mostu:
- Wiem, że coś się dzieje. Liv, powiedz mi, proszę, co się stało?
Przewiercał mnie wzrokiem. Zahipnotyzowały mnie jego zielone tęczówki, lecz po chwili udało mi się z siebie wydusić:
- Harreh... To moja sprawa, naprawdę, nie musisz się w to mieszać. Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty. Zresztą... W razie czego pomoże mi Niall. - ponowiłam sztuczny uśmiech.
Styles złapał moją dloń, po czym włożył ją pomiędzy swoje.
- Liv. Ty nie rozumiesz. Ja CHCĘ ci pomóc. Nie obciążaj tym swojego chłopaka. Jestem twoim przyjacielem, takie kwestie naprawdę możesz mi powierzyć. Chyba mi ufasz? - zapytał i uśmiechnął się zawiadiacko.
Nie mogłam się jemu oprzeć. Zachichotałam, trochę bardziej rozluźniona i opowiedziałam o zaistniałej, niemiłej sytuacji.
Hazza, jak to Hazza. Od razu znalazł jakieś rozwiązanie. Ale czy oby na pewno dobre? O tym się przekonamy.
Wszyscy wypili już swoje shake'i. Akcję "twitter" postanowiliśmy z Harry'm przełożyć na jutro... A dziś RELAKS! Musimy żyć pełną parą!
Wróciliśmy do domu, ubraliśmy się wygodnie, ale zarazem elegancko.
O 19 wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy.
- Na koncert JLS! -krzyknął Nialler.
Rozpoczęła się zabawa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz